
Wyjazd do Pakistanu, nawet na krótko, to taki trochę wyjazd w nieznane. Z tego co zobaczyć można w mediach ciężko jest wyrobić sobie jakiekolwiek zdanie. Jeżeli już mamy jakieś skojarzenia to najczęściej negatywne, związane z atakami bądź radykalnym islamem. Czasem również z tym co słyszymy od znajomych mieszkających w Wielkiej Brytanii którzy na co dzień spotykają – jak to zdarza się niektórym ująć – pakoli, czy brudasów. Islamabad bardzo pozytywnie mnie zaskoczył swoją czystością, otwartością i przede wszystkim niesamowitą ilością zieleni. Jak wszyscy jednak mówią, Islamabad nie do końca może reprezentować cały kraj. Jest to bowiem miasto zbudowane od podstaw, jako siedziba rządu i administracji, dobrze chroniona i z samymi lepiej sytuowanymi mieszkańcami.


Z Kabulu do Islamabadu można dostać się trzema lotami w tygodniu. Jednym z Safi Airlines – przyzwoitą Afgańską linią lotniczą – i dwoma z Pakistan International Airlines. Z obiema liniami niestety są przeboje. Safi jest na czarnej liście Unii Europejskiej, chociaż i tak w porównaniu z pozostałymi afgańskimi liniami wydaje się być bardzo bezpieczna. Początkowo miałem lecieć właśnie z nimi, ale na dwa dni przez podróżą lot odwołano bez podania przyczyn (dobrze że nie na dwie godziny przed odlotem co też się zdarza). Musiałem więc polecieć z PIA którym też dość często zdarza się odwoływać loty. Z europy można się natomiast do Islamabadu dostać bezpośrednimi połączeniami z Barcelony, Birmingham, Kopenhagi, Londynu, Manchesteru, Mediolanu, Paryża i Stambułu. No i z właściwie każdego miejsca na świecie z przesiadką w Dubaju
Po wylądowaniu

Lotnisko nie jest zbyt duże, ciężko jest się jednak po wylądowaniu zorientować gdzie iść do kontroli paszportowej i które z ośmiu okienek wybrać. Każde odnosi się bowiem do Pakistańczyków, dla obcokrajowców nie przewidziano żadnego. Sam Islamabad to lekko ponad milion mieszkańców. Nie jest to też popularny cel wycieczek, zmiany pewnie nie były więc potrzebne. Budowa miasta zaczęła się w latach 60 gdy władze podjęły decyzję o przeniesieniu stolicy z Karachi.
Dlaczego Islamabad?
Powodów do przenosin było kilka. Głównym było to że cały rozwój kraju orientował się wokół poprzedniej stolicy, władza chciała go rozłożyć bardziej równomiernie. Nowa stolica jest również położona bardziej w centrum. Jest to jedno z nielicznych nowożytnych miasta na świecie zaplanowane od podstaw. Jest też spełnieniem mokrego snu modernistycznych urbanistów, prostokątna siatka ulicy wyznacza kwartały oddzielone od siebie autostradami, w każdym kwartale są dodatkowo drogi zbiorcze i drogi główne. W całym mieście panuje ścisły podział funkcji, jednak ponieważ w Islamabadzie nie odbywa się żadna produkcja, można wyróżnić tylko dwa typy kwartałów, mieszkalne i urzędowe. Dzięki sprzyjającemu klimatowi, nie jest to jednak betonowe modernistyczne miasto. Właściwie to można by powiedzieć, że równie dobrze jak wpisuje się w założenia miasta modernistycznego, wpisuje się również w założenia miasta ogrodu. Ilość zieleni jest ogromna, a ponieważ temperatura w stolicy Pakistanu nigdy nie spada poniżej zera, jest to miasta wiecznie zielone.


Może też z tego powodu nie wygląda zbyt atrakcyjnie na zdjęciach, tak właściwie widać jedynie ulice i drzewa. Wszystkie domy pochowane są pod gęstymi koronami, które dają w ciągu letnich upałów upragniony cień. Droga z Lotniska wydaje się nie mieć końca, początek nie wygląda też zbyt atrakcyjnie. Nie widać niczego poza ciągnącymi się kilometrami autostradami… i właściwie tak zostaje do końca. Ponieważ dopóki nie wjedzie się do środka któregoś z kwartałów, można jeździć dookoła i nie zobaczyć nic. Miasto nie ma jednego centralnego punktu bądź placu, co znacznie utrudnia zwiedzanie, wszędzie bowiem trzeba dojechać. Planując zwiedzanie trzeba też wziąć po uwagę ze w mieście nie ma w ogóle transportu publicznego.

Jest za to mnóstwo taksówek które jeżdżą w dość przystępnej cenie. Islamabad uważany jest za ogólnie bezpieczny, ale zagraniczni pracownicy i tak sugerowane mają poruszanie się jedynie własnymi samochodami i nie chodzenie nigdzie na piechotę. Ja na miejscu czułem się bezpiecznie, nikt mnie nie zaczepiał gdy chodziłem po mieście. Chociaż tak naprawdę jedyne gdzie można pójść na piechotę to do centrum kwartału, w każdym z nich przewidziano bowiem małe centrum z restauracjami i sklepami, tak więc wszystko co jest potrzebne do życia da się kupić w najbliższej okolicy.
Co jeść?

W mieście jest całkiem sporo restauracji, na samym TripAdvisor, widnieje ich około stu, wszystkie są nastawione na obcokrajowców bądź na bogatych Pakistańczyków. Bez żadnego problemu znaleźć można kuchnie japońską, chińską, wietnamską czy jakąkolwiek można sobie wyobrazić. W Pakistanie jest obecnym również wiele amerykańskich sieci fastfood, czyli to czego ekspatom najbardziej brakuje w Kabulu. W samym centrum handlowym Cenaturus (o którym więcej potem) mamy do wyboru KFC, Mc’Donalds, T.G.I Fridays, Hardees, Jonny Rocket’s i kilka innych mniej znanych. Oprócz tego jest oczywiście mnóstwo małych lokalnych jadłodajni które serwują tylko proste tradycyjne pakistańskie dania. Ceny zbliżone są do polskich, i o połowę niższe niż w Kabulu, w restauracjach jest to około 15 złotych za posiłek, w małych lokalnych jadłodajniach można zjeść już od 3 złotych.
Co jedzą Pakistańczycy?

Kuchnia pakistańska podobna jest do tej z północnych Indii, dużo tłustych mięs i różnych gatunków fasoli. Wszystko zawsze okraszone tłustymi pikantnymi sosami. Mi osobiście zdecydowanie wszystko smakowało, i jeżeli miałbym porównywać to na pewno jest to lepsza kuchnia niż Afgańska, której w mojej opinii zdecydowanie brakuje smaku i różnorodności.
Atrakcje dostępne w samym Islamabadzie przy dobrym planowaniu zwiedzić można w jeden dzień. Ponieważ tak jak wspominałem wcześniej jest to miasto zbudowane od podstaw, zabytków tutaj nie uświadczymy. Wyjątkiem jest wioska na północy która zamieniona została w skansen. Tym co koniecznie należy zwiedzić będąc w stolicy Pakistanu jest “Heritage Museum” czyli muzeum dziedzictwa.
Muzeum Dziedzictwa Pakistanu

W ciekawy sposób pokazuje on różnorodność etniczną kraju. Idąc przez wystawę stykamy się przedstawieniem kultury właściwie każdej większej grupy etnicznej, jej dorobek, tradycyjne stroje, muzykę, architekturę i zwyczaje. Jeżeli dane plemię czy grupa wyznaje również inna wiarę jest to również dobrze opisane i przedstawione. Nie ma również w tym żadnego moralizatorskiego tonu, pomimo tego że Pakistan jest jednym z największych muzułmańskich krajów świata.
Z początku idąc przez wystawę miałem nieodparte poczucie kiczu, manekiny które usadowione są koło tradycyjnych chat wyglądają zwyczajnie kiepsko. Kiedy jednak zacząłem się wczytywać w szczegółowe opisy muzeum wciągnęło mnie dużo bardziej niż mogłem się tego spodziewać. Całą ścieżkę, bez wgłębiania się w historie poszczególnych plemion, przejść można w pół godziny. Żeby jednak porządnie poznać historie i dorobek cywilizacyjny tego regionu świata, należy zarezerwować od dwóch do trzech godzin. Muzeum czynne jest od 9 rano do 18 jednak z przerwą pomiędzy 12 a 14. Myślę więc że przyjść trzeba albo o 10 albo po 2 inaczej zostaniemy wyrzuceni w trakcie zwiedzania.
Pomnik Pakistanu

Do głównych atrakcji zaliczyć można również Pomnik Pakistanu, który reprezentuje 4 prowincje kraju a kształt kwitnącej lilii ukazywać ma dorobek państwa, jego historie i sukcesy. Pomnik powstał w 2005 roku i sam w sobie nie czymś bardzo interesującym, jego usytuowanie na szczycie wzgórza z piękną panoramą na miasto sprawia jednak że zdecydowanie warto go odwiedzić. Od muzeum dziedzictwa jest to jakieś 20 minut na piechotę. Brak chodników przy szosie sugeruje jednak że powinno się wybrać inny środek lokomocji. Kolejnych dwadzieścia minut na piechotę wzdłuż tej samej szosy znajduje się centrum przyjaźni Chińsko Pakistańskiej, które z niewiadomych mi przyczyn jest również wymienione jako atrakcja. Tuż obok niego jest jednak ogród różany i jaśminowy. Grudzień to zdecydowanie zły miesiąc na odwiedziny, wszystko w ogrodzie było pożółkłe i zwiędłe. Jestem jednak pewien że jest on wart odwiedzenia od później wiosny do później jesieni.




Centrum Handlowe Centaurus

W połowie drogi z ogrodu do największej atrakcji Islamabadu, czwartego największego na świecie meczetu o którym więcej w drugiej części relacji, znajduje się świeżo wybudowane centrum handlowe “Centaurus”. Do tego typu atrakcji każdy podchodzi inaczej. Dla mnie oczywiście była to nie lada gratka jest to bowiem prawdziwe centrum handlowe, z markami które jestem w stanie rozpoznać. Czyste przyjemne i odpowiadające wszelkim wyobrażeniom o tym jak centrum handlowe powinno wyglądać. Na szczycie znajduje się mini park rozrywki, kino 3d w którym o dziwo grają i filmy bollywoodzkie i najnowsze produkcje z Hollywood. Samo to jest właściwie nie do pomyślenia jest w Indiach gdzie gra się tylko Bollywood.
Pomimo tego że był to już grudzień temperatura w ciągu dnia sięgała 25 stopni. W ciągu nocy było to jednak zaledwie pięć. Pakistan jest jednym z tych krajów w którym ludzie postanawiają jednak nie zauważać że nocą jest zimno i nie instalują żadnego ogrzewania w domach, po zachodzie słońca najlepszym planem jest więc owinąć się kołdrą i nie wychodzić z łóżka dopóki słońce nie pojawi się znowu na horyzoncie. Najlepszym czasem na wizytę jest więc wiosna i jesień kiedy nie jest jeszcze za gorąco, ale nocą się nie marznie.
Islamabad ma w sobie coś niezwykłego, może nazwanie go diamentem to lekka przesada, ale taki nieoszlifowany szlachetny kamień to z pewnością jest. Bardzo podoba mi się leniwa, niespieszna atmosfera tego miasta, jest w tym coś z kultury europejskiego południa, łatwo można byłoby tam zostać na dłużej i nie zauważać upływających dni. Kiedy jeszcze byłem na stażu w ambasadzie polskiej w Singapurze, ówczesna wice konsul Dominika Zalewska Małek która w Islamabadzie mieszkała przez trzy lata powiedziała mi że jest to miejsce w którym po prostu przyjemnie się żyje, niczego nie brakuje, i w takim błogim spokoju można byłoby właściwie przeżyć całe życie. Ostatecznie jest to jednak mydlana bańka która z prawdziwym Pakistanem nie ma wiele wspólnego po pewnym czasie dopada człowieka wrażenie sztuczności, wrażenie że czegoś jednak brakuje. O tym jak życie w takim mieście wygląda z perspektywy ekspata w drugiej części.