Wyjazd do Pakistanu, nawet na krótko, to taki trochę wyjazd w nieznane. Z tego co zobaczyć można w mediach ciężko jest wyrobić sobie jakiekolwiek zdanie. Jeżeli już mamy jakieś skojarzenia to najczęściej negatywne, związane z atakami bądź radykalnym islamem. Czasem również z tym co słyszymy od znajomych mieszkających w Wielkiej Brytanii którzy na co dzień spotykają – jak to zdarza się niektórym ująć – pakoli, czy brudasów. Islamabad bardzo pozytywnie mnie zaskoczył swoją czystością, otwartością i przede wszystkim niesamowitą ilością zieleni. Jak wszyscy jednak mówią, Islamabad nie do końca może reprezentować cały kraj. Jest to bowiem miasto zbudowane od podstaw, jako siedziba rządu i administracji, dobrze chroniona i z samymi lepiej sytuowanymi mieszkańcami.
Kolejny dzień kolejny atak. Tym razem w trakcie przedstawienia teatralnego “Heart Beat” w instytucie kultury francuskiej. Przy instytucie działa liceum, i to głównie uczniowie tej szkoły siedzieli na widowni. Jedna osoba nie żyje, piętnaście jest rannych. Teatr razem z muzyką i ogólnie pojętą zabawą jest tym czego talibowie nie lubią. Wszyscy powinni być smutni i cały czas się modlić. Oczywiście wiadomo że czego nie wolno innym nie jest zabronione nam. Więc sami, nawet w czasach gdy tu rządzili z zabawą nie mieli problemu.
Szukanie pamiątek z podróży jest chyba jednym z trudniejszych zajęć z jakim czasem trzeba się zmierzyć. Dla samego siebie jeszcze jestem w stanie coś znaleźć chodząc po bazarach, wiem zwyczajnie co mi się podoba i czasem coś po prostu wpadnie w oko. Szukanie prezentów i pamiątek dla innych to zupełnie inna para kaloszy, zwłaszcza z miejsca w którym mieszkało się przez dłuższy czas, i w którym wszystko zaczyna się wydawać zwyczajne.
Jak to zwykle bywa okazało się ze w Pakistanie jet dużo przyjemniej niż można by sądzić z relacji w mediach. Połowa grudnia a temperatura w ciągu dnia to 25 stopni, czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce do życia (od razu odpowiem ze tak) ale tutaj tez jest całkiem przyjemnie, pełna relacja z Islamabadu już za parę dni.
Afganistan nigdy do bezpiecznych nie należał, ostatnio jednak robi się naprawdę nieciekawie. Po ataku na dom gościnny jednej z organizacji pomocowych w której zginął pochodzący z RPA dyrektor tej organizacji i jego dwójka dzieci, nieudanym ataku na biura IRD, kolejnym ataku na Green Village i wielu innych mniejszych incydentach zaczynam się utwierdzać w przekonaniu że podjąłem słuszną decyzję aby pożegnać się z Kabulem wraz z nowym rokiem.
Drugiego dnia wyprawy do Bamyan w Afganistanie pojechaliśmy zobaczyć oddalone o 60 kilometrów jezioro Band-e-Amir. Podobno najgłębsze w Afganistanie i jedno z głębszych na świecie, tak głębokie że nikt tak nieprawdę nie wie jak głębokie może być. Słyszałem co prawda, że zostało ostatecznie zmierzone i ma około 200 metrów głębokości. Jeżeli jednak spytać przeciętnego Afgańczyka, ten powie że to niemożliwe bo jezioro jest tak głębokie że się go zmierzyć nie da.
Udało mi się dostać wizę do Pakistanu. Nie było to może szczególnie trudne, ale było dość upierdliwe. Wydaje mi się że albo procesy wizowe są coraz dziwniejsze, albo ja wybieram coraz dziwniejsze kraje do odwiedzenia. Dzisiaj po raz trzeci spędziłem w samochodzie ponad dwie godziny tylko po to żeby się dostać do ambasady Pakistanu w Kabulu która znajduje się dokładnie na drugim końcu miasta. Kiedy pytałem w biurze kolegę, który zajmuje się wszystkimi sprawami wizowymi, powiedział że powinno być w miarę prosto. Wszystko razem nie powinno zająć więcej niż trzy dni. Ostatecznie niby miał rację, ale oczywiście chciałbym żeby cały proces odbywał się szybciej i najlepiej żeby dało się aplikować przez internet.
Najprawdopodobniej na dłuższy czas, jeśli nie na zawszę opuszczę Afganistan. Po półtora roku pracy jestem chyba mniej zestresowany niż na początku, rozumiem dużo więcej z tego co dzieje się dookoła, w czym mocno pomaga podstawowa znajomość języka. Sytuacja w firmie w której pracuje zrobiła się jednak tak nieprzyjemna że postanowiłem poszukać szczęścia gdzie indziej.
Gdybym miał wybrać jedno święto religijne na świecie którego najbardziej nie lubię na pewno byłby to Ramadan. Nie miał by on sobie równych, a właściwie to zostawiłby całą konkurencję daleko w tyle. Mam świadomość tego że tak właściwie znam tylko dwie religie, więc skala porównawcza nie jest duża. Na pewno też nie przykładam tak dużej uwagi do świąt chrześcijańskich, w tej tradycji się wychowałem, więc tak naprawdę ciężko jest mi zachować trzeźwe spojrzenie, i to co pewnie wielu wydaje się dziwne, jak dla mnie jest całkiem normalne (dopiero po wyjechaniu z kraju dowiedziałem się że jest coś naprawdę nie w porządku w tradycji topienia – a gdzieniegdzie i palenia – personifikacji pani zimy przez grupy przedszkolaków)W dalszym ciągu jednak miesiąc głodowania od światu do zmierzchu wygrywa we wszystkich klasyfikacjach.
Szok i niedowierzanie. Po odnalezieniu na sklepowych półkach pewnego supermarketu “Baked Beans” ze smalcem w środku, wczoraj udało mi się znaleźć coś jeszcze bardziej zakazanego. Największe zło tego świata w postaci zapuszkowanej wieprzowej szynki. Wieprzowina w sklepie Spinneys znalazła się zapewne przez przez przypadek.
Najnowszy Vlog
Polub mnie na Facebooku
O mnie
