
Po dwóch latach od ostatniego wpisu zalogowałem się w końcu na bloga. Ku mojemu zdziwieniu uchował się tu wpis z Manili którego ani nie pamiętałem że napisałem ani nie opublikowałem. Poniżej więc kilka więcej słów o Filipinach a kawałek dalej co o tym myślę po dwóch latach.

Manila dwa lata temu
Minęły już trzy tygodnie od czasu przyjazdu do Manili i czuję że jestem w końcu zdolny do jakiegoś małego podsumowania. Przez cały ten czas poznawałem miasto z różnych stron, i uczucia które w tym czasie we mnie się pojawiały wahają od zachwytu przed obrzydzenie i obojętność. Stolica Filipin jest miastem wobec którego nie da się przejść obojętnie. Pierwsze co po przyjeździe rzuca się w oczy to niekończące się drogi, setki samochodów, autobusów jeepneyów i motorów, i gdzieś pośrodku tego wszystkie ty jako turysta, bądź potencjalny kolejny mieszkaniec tego olbrzymiego tworu.
Miasto zdecydowanie nie ułatwia pierwszego spotkania, już wychodząc z lotniska nacina się człowiek na przekupnych taksówkarzy gotowych za ‘najniższą cenę’ zawieźć we wskazane miejsce. Ci którzy najwięcej krzyczą oczywiście najbardziej naciągają, za kurs żądając 2000 peso (ok 200 złotych) kawałek dalej złapać można taksówkę lotniskową ze stałą opłatą, tym razem już za jedyne 1500 peso jak poszukamy jednak dalej znajdziemy niekończącą się kolejkę pasażerów czekających na pojazdy z taksometrem, w tych dokładnie taki sam kurs nie będzie kosztował więcej niż 300 peso, czyli około 25 złotych. Człowiek od którego wynajmuję mieszkanie nazwał to podatkiem od bycia białym, a Filipińczycy opodatkowują każdego białego wyjątkowo chętnie. W zasadzie oprócz zakupów w supermarkecie żadna inna wymiana handlowa nie może obejść się bez próby naciągnięcia w jeden lub drugi sposób.

Nierówności
Może to wszystko jednak być fascynujące, w żadnym chyba innym miejscu nie miesza się tak na każdym kroku nieprzyzwoite bogactwo z niesamowitą biedą, przerysowana religijność z wyuzdanymi prostytutkami, brud z czystością. Wszystko co wcześniej słyszałem o Manili to że przypomina bardziej katastrofę humanitarną i obóz dla uchodźców niż cokolwiek co nadaje się do zamieszkania. W jakże wielkim błędzie byłem. Stolica Filipin nie jest w zasadzie jednym miastem a zespołem mniejszych organizmów o zbierające wszystko w jedno nazwie Metro Manila, najbogatsze, najpiękniejsze i najbardziej obładowane turystami dzielnice to Makati, Manila oraz zupełnie nowy zbudowany w ciągu ostatnich kilku lat fragment na którego Nazca chyba nikt się nie może zdecydować – Bonifacio, Global City, The Fort czy Taguig, niewiadomo, wszyscy posługują się tymi nazwami zamiennie. samo miejsce natomiast wygląda bardziej jak przesadnie czysty Singapur niż cokolwiek innego co można zobaczyć na Filipinach.

Przyjeżdżając do Manili warto zatrzymać się w jednym z wymienionych wcześniej miejsce, tak żeby mieszkać w pobliżu starej Manili nazywanej Intramuros, bądź w pobliżu Makati (przy czym północna część gdzie mieście się dzielnica czerwonych latarni Burgos) wydaje się być dużo ciekawsza i żywsza niż raczej sztuczna część południowa gdzie mieszczą się najdroższe hotele i biura. Dla liczących każdy grosz dobrym pomysłem może być również zamieszkanie w Mandaluyong w pobliżu rzeki ten sposób będziemy dalej blisko Makati.

Co myślę o tym dzisiaj?
I w tym Mandaluyong właśnie zamieszkaliśmy. Tak szczerze mówiąc nawet nie pamiętam czemu przestałem pisać. Czytając te wypociny myślę że przyczyną mógł być wstręt do samego siebie za bycie nadętym podróżnikiem.
Na filipnach zostaliśmy po tym jeszcze tydzień i przenieśliśmy się do Singapuru, gdzie dostaliśmy inwestycję w nasz startup i tak już zostaliśmy. A tak właściwie to zostałem bo w międzyczasie nasze drogi z moim partnerem biznesowym się rozstały. To jednak temat na kolejny wpis. Przerwa w pisaniu uświadomiła mi natomiast że za bardzo się starałem napisać dużo a za mało starałem się napisać z sensem. Ilość to główna przyczyna która mnie zniechęcała do pisania. Lepiej krótko a treściwie podobno.