
Minęło jak z bicza trzasnął, ledwie się obudziłem na tym świecie, tamtego zimnego październikowego dnia a już mam 30 lat. Prawda jest taka, że czasem mijało szybko, czasem niemiłosiernie wolno. Ale podobno teraz już tylko z górki i najlepsze lata jeszcze przede mną.
To się oczywiście dopiero okaże. Nadzieje mam wielkie. Całkiem sporo spraw udało mi się tez zamknąć przed trzydziestką, także w ten nowy okres wchodzę z zupełnie inną sytuacją. Wiele z was pewnie wie że od prawie trzech lat już prowadzę startup, raz było lepiej, raz gorzej, nie załamuję rąk, ale szykuje się kolejny pivot. Po trzech latach raz że zaczęły się kończyć pieniądze, dwa że trochę mi się też już po prostu nie chciało.

Duże zmiany
Udało mi się jednak – na tydzień przed trzydziestką – zacząć pracę w firmie, która wcześniej zainwestowała w mój startup. Układ właściwie idealny, pół czasu oddaje w zamian za wymarzone pieniążki, drugie pół mam dalej wolne żeby się przeorganizować i wrzucić w Logline nową energię. Swoją drogą najprawdopodobniej zrobię też re-branding tak żeby zacząć świeżo. Mogę więc uczciwie powiedzieć, że pomagamy sobie wzajemnie, ja im, bo mocy przerobowych mają mało, oni mi, bo mają pieniądze których mi brakuje.

Wszedłem więc w nowy etap życia z dużo mniejszą dozą stresu, wiedząc że mam stabilny grunt pod nogami. Niesamowite jest to jaką różnicę w samopoczuciu robi sama świadomość tego że na koniec miesiąca na pewno będzie wypłata. Ten właśnie fakt pozwolił mi też w pełni cieszyć się z urodzin na które wybrałem się razem ze znajomymi na pobliską wyspę Pulau Babi Besar (czyli wyspa dzika).
Pokonać granicę
Jak zawsze wyprawa była wyzwaniem, pomimo tego że to tylko 160 kilometrów dalej, na miejsce dotarliśmy po prawie 6 godzinach. Przejście graniczne pomiędzy Singapurem i Malezją nie zna litości. Godzinę straciliśmy też na czekaniu na część naszej grupy która zamiast wrócić do autobusu wyszła do miasta. Z miasta nie bardzo jest jak wrócić bo droga jest tylko w jedną stronę.

Na miejscu, jak w większości wypadków w Azji Południowo-Wschodniej zastał nas złocisty, drobny piasek i woda tak turkusowa jak to możliwe tylko w folderze biura turystycznego zachwalającego wyjazd do Egiptu. W wodzie było też sporo życia morskiego a nawet parę ukwiałów spomiędzy których pyszczki wystawiały małe kopie rybki nemo.
Cały weekend spędziliśmy sącząc drinki nad oceanem i nie przejmując się niczym dookoła. Wydaje mi się to być idealnym wstępem do następnych kilkudziesięciu (miejmy nadzieję) lat życia.



